🎆 Zbigniew Zagórski Nie Żyje
Zbigniew Jakubek nie żyje. Pianista miał 61 lat . Wiadomości. Wtorek, 2 maja (07:40) W wieku 61 lat zmarł Zbigniew "Jaco" Jakubek, ceniony polski pianista jazzowy, mający na koncie
Nie żyje Zbigniew Bodnar, wieloletni dziennikarz Radia Zachód. Zmarł nagle podczas wycieczki rowerowej w Skwierzynie w województwie lubuskim. W grudniu skończyłby 69 lat.
WPHUB. abcZdrowie.pl. Newsy. Dr Zbigniew Hałat nie żyje. Lekarz był przeciwnikiem szczepień na COVID-19. Dr Zbigniew Hałat nie żyje. Lekarz był przeciwnikiem szczepień na COVID-19. Kamil S. Sikora. 24.04.2022 15:43.
Profesor Zygmunt Zagórski zmarł wczoraj nad ranem w poznańskim szpitalu. Ten wybitny polski językoznawca, wykładowca na Wydziale Filologii Polskiej i Klasycznej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu miał 87 lat. Profesor Zagórski pochodził z Wileńszczyzny. Urodził się w 1926 roku. W czasie w
Zbigniew Buczkowski Nie Żyje – Zaczął karierę w filmie, gdy był dość młody i od tego czasu uwichł się w jednego z najbardziej ukochanych i rozpoznawalnych aktorów w Polsce. Od ponad 50 lat bawi publiczność, zdobył ponad 200 części i ma szerokie wsparcie ze strony społeczeństwa.
Nie żyje Józef Zagórski 2016-10-27 15:25 Polski Hokej (THL) Z głębokim smutkiem zawiadamiamy, że dzisiejszej nocy zmarł Józef Zagórski, wieloletni hokeista, trener, kierownik i działacz tyskiego klubu.
Zbigniew Rybak był polskim rugbystą, który występował w Arce Gdynia od początku jej istnienia. Był też jednym z pomysłodawców powstania klubu rugby w Gdyni. Oprócz tego w 2000 r. grał w dokumentalnym filmie Sylwestra Latkowskiego pod tytułem „To my, rugbiści”.
Nie żyje były poseł Platformy Obywatelskiej. Polski olimpijczyk, wybitny pływak, były poseł. Zbigniew Pacelt zmarł w wieku 70 lat. O jego śmierci poinformowała Polską Agencję Prasową
Nie żyje Zbigniew Wawer. Niezwykle smutne informacje dotarły do nas w poniedziałkowy wieczór. Wieczorem 12 grudnia po długiej i ciężkiej chorobie, jaką był rak trzustki, zmarł Zbigniew
URWsU. Tajemnica Piłsudskiego „Zaciekły wróg Piłsudskiego. Znał dobrze jego sprawki i tajemnice. Mówił o tych sprawach. Krzyczał o nich każdemu, kto chciał i nie chciał słuchać. No i rezultat jest jasny. Został po prostu zamordowany, i to w bestialski sposób, przez ludzi Piłsudskiego”, opisywał gen. Włodzimierza Zagórskiego inny wojskowy, gen. Józef Rybak. Rozczarowanie Piłsudskim Sprawa Zagórskiego należała do najgłośniejszych w międzywojennej Polsce. Do tej pory nikt jej do końca nie rozwikłał, choć wiele wskazówek można znaleźć w biografii generała. Urodził się 21 lipca 1882 r. w St. Martin Lantosque we Francji. „Był człowiekiem wykształconym – pisze jego biograf Zbigniew Cieślikowski – ukończył szkołę handlową, dwie akademie wojskowe oraz zaliczył sześć semestrów prawa. Władał sześcioma językami obcymi”. Drzwi do każdego rodzaju kariery stały przed nim otworem. Wiele osób wróżyło mu sukcesy w biznesie, lecz Zagórski najbardziej cenił wojsko. Do armii austriackiej wstąpił w 1900 r., w wieku 18 lat. Przełożeni szybko zauważyli jego talent. Wkrótce trafił do Akademii Sztabu Generalnego, po ukończeniu której otrzymał przydział do oddziału wywiadowczego Sztabu Generalnego. Wraz z wybuchem I wojny światowej i powołaniem w ramach Cesarsko-Królewskiej Armii Legionów Polskich Zagórski – w randze kapitana – otrzymał prestiżowe stanowisko szefa Sztabu Komendy Legionów. Wtedy po raz pierwszy zetknął się z Józefem Piłsudskim. Dwaj oficerowie od razu zapałali do siebie wielką niechęcią. Nie przez przypadek to właśnie w otoczeniu marszałka powstały plotki o agenturalnej działalności młodego kapitana. „Józef Piłsudski szczerze nienawidził Włodzimierza Zagórskiego – przyznaje Cieślikowski – czemu dawał wyraz przy różnych okazjach. Nienawiść wodza udzieliła się jego podkomendnym. Oficerowie Legionów ostro zwalczali Włodzimierza Zagórskiego, a w niepowodzeniach, jakie ich spotykały, widzieli jego rękę. Włodzimierz Zagórski odpłacał im pięknym za nadobne”. „(…) Ogromnie się cieszę, że nareszcie Piłsudskiego wyrzucili z Legionów. To wielkie szczęście”, pisał Zagórski w liście do matki w październiku 1916 r. Jego zdaniem, cechy osobowościowe dyskwalifikowały Piłsudskiego jako dowódcę. Równie źle oceniał jego umiejętności taktyczne. Animozja ta nie przerodziła się jednak w otwartą wrogość. Szczególnie po 1918 r. Zagórski potrafił publicznie przyznać marszałkowi rację, czego nie można było powiedzieć o Piłsudskim i jego sympatykach. Dla nich Zagórski od początku był przeciwnikiem, tym groźniejszym, że utalentowanym i inteligentnym. W walce o niepodległość Po zawarciu traktatu brzeskiego między państwami centralnymi a Rosją w lutym 1918 r. Zagórski wraz z całą II Brygadą Legionów odmówił podporządkowania się rozkazom naczelnego dowództwa. Jednostkę rozwiązano, a mjr. Zagórskiego zatrzymano i wytoczono mu proces. Imperium Habsburgów chyliło się ku upadkowi, więc nikomu nie zależało ani na nagłaśnianiu sprawy, ani na jej przedłużaniu. Adwokaci broniący Zagórskiego i pozostałych oficerów nie mieli więc problemów, aby wyjednać u zafrapowanego cesarza akt abolicji dla oskarżonych. W odrodzonej Polsce kariera wojskowa Zagórskiego przebiegała krętymi ścieżkami, w czym niemałą rolę odegrali Piłsudski i jego stronnicy. Początkowo Zagórski został zastępcą szefa sztabu powstającego wojska polskiego. Jednak już pod koniec listopada 1918 r. otrzymał zwolnienie ze służby wojskowej, do której powrócił po wybuchu wojny polsko-bolszewickiej. W kwietniu 1921 r. ponownie trafił do rezerwy, by dwa lata później objąć stanowisko szefa Departamentu Przemysłu Wojennego Ministerstwa Spraw Wojskowych. W sierpniu 1924 r. stanął na czele Departamentu Żeglugi Powietrznej, już po tym, jak otrzymał awans na generała brygady. Wojskowa kariera Zagórskiego zakończyła się, jak wiele podobnych, wraz z dojściem do władzy piłsudczyków po zamachu majowym. Jednak zdaniem niektórych historyków, nawet gdyby marszałek nie zdecydował się na pucz, Zagórski i tak musiałby się pożegnać z armią. Już bowiem w lutym 1926 r. socjalistyczny „Robotnik” poinformował o przypadkach korupcji w departamencie przez niego kierowanym. Jemu samemu zarzucono zaś „niefachowe i bezmyślne czynienie zakupów za granicą” oraz zawarcie szkodliwych dla skarbu państwa umów z firmą Francopol, której był udziałowcem. „Nie pójdę na zastępcę takiego generała, który podpisuje kontrakt z samym sobą, w dodatku kontrakt szkodliwy dla państwa”, pisał współpracownik Zagórskiego, gen. Ludomił Rayski. We wspomnieniach zarzucał mu że zakupione samoloty „dosłownie rozlatywały się w powietrzu”, a ich współczynnik bezpieczeństwa był dwukrotnie niższy od zakładanego. Obecnie trudno jednoznacznie ocenić, ile prawdy było w tych zarzutach. Trzeba je bowiem rozpatrywać w kategoriach szerszej nagonki na gen. Zagórskiego, którą bez wątpienia inspirowali współpracownicy Piłsudskiego. Niemal równolegle do rewelacji „Robotnika” inny sympatyzujący z marszałkiem tytuł prasowy, „Głos Prawdy”, zlustrował karierę Zagórskiego w wojsku austriackim. Piórem redaktora Wojciecha Stpiczyńskiego oskarżono generała o „denuncjację oficerów przed władzami austriackimi”, a także „denuncjację samego Piłsudskiego, poprzez ostrzeżenie zaborców przed nadaniem Piłsudskiemu odznaczeń wojskowych”. Kamień milowy polskiego lotnictwa Na skutek prasowych donosów Zagórski stracił stanowisko. W ocenie większości współczesnych ekspertów bilans jego rządów był mimo wszystko pozytywny. Generał – pisze jego biograf Piotr Kowalski – „pozostawił po sobie 26 eskadr, w tym 16 liniowych po osiem samolotów każda, w tym dwa zapasowe, osiem myśliwskich po 12 samolotów każda, w tym dwa zapasowe, oraz dwie bombowe po sześć samolotów każda. (…) Łącznie 236 samolotów w pierwszej linii. (…) Piastujący przez następne 13 lat stanowisko szefa Departamentu Aeronautyki gen. Rayski nie mógł się pochwalić lepszymi rezultatami, mimo że piastował swoje stanowisko niepomiernie dłużej niż gen. W. Zagórski”. Zdaniem historyka Jerzego Cynka, okres szefowania Zagórskiego „był jedyną, krótkotrwałą zresztą, próbą przeobrażenia lotnictwa z pomocniczej broni armijnej w siłę lotniczą – z własną organizacją i doktryną wojenną”. Współczesny Zagórskiemu Marian Romeyko pisał zaś, że „generał uratował lotnictwo, wyrażając zgodę na propozycję objęcia nad nim dowództwa”. Dzięki jego uporowi udało się zakupić 683 samoloty produkcji krajowej oraz ponad 400 produkowanych na licencji francuskiej. Co prawda, nie wszystkie maszyny spełniły pokładane w nich nadzieje, jednak sam fakt tak gruntownej modernizacji polskiego lotnictwa nie powtórzył się ani przed rządami Zagórskiego, ani tym bardziej po jego dymisji. Zagórski zadbał także o właściwe wykształcenie lotników. Ich legendarna postawa i umiejętności, którymi wsławili się w czasie bitwy o Anglię, były więc przede wszystkim jego zasługą. Za kadencji Zagórskiego w 1925 r. powstała Oficerska Szkoła Lotnictwa w Grudziądzu, utworzona na bazie Wyższej Szkoły Pilotów. Jak pisze Andrzej Przedpełski, „miała ona kształcić w czasie dwuletniego kursu pilotów i obserwatorów, a jej adepci mieli wywodzić się z młodzieży cywilnej”. Łącznie w pierwszych latach funkcjonowania przeszkolono 250 pilotów i 100 obserwatorów. Ponadto Zagórski zlecił budowę nowych lotnisk w Warszawie i we Lwowie, gdyż dotychczasowe nie spełniały już swojej funkcji. Mimo zarzutów sprzyjania francuskiej myśli technicznej to właśnie Zagórski położył podwaliny pod nowoczesny polski przemysł zbrojeniowy. „Działalność generała miała też pozytywny wpływ na rozwój krajowych konstrukcji lotniczych – stwierdza Kowalski. – Ogłosił on też konkurs na projekt polskiego samolotu wojskowego, a w maju 1925 r. zaakceptował utworzenie biura konstrukcyjnego inż. Władysława Zalewskiego przy Centralnych Warsztatach Lotniczych. (…) To także gen. W. Zagórski podjął decyzję o budowie w Dęblinie pierwszych w Polsce podziemnych zbiorników paliwa”. Teczka Piłsudskiego Dlaczego więc Zagórski był tak niewygodny dla Piłsudskiego i jego stronników? Niektórzy historycy sugerują, że lustracja generała była atakiem wyprzedzającym, mającym przykryć niechlubną przeszłość samego marszałka. Tezę tę lansował swego czasu prof. Paweł Wieczorkiewicz. Jego zdaniem, Zagórski „był depozytariuszem największej tajemnicy marszałka, przyjmował jego zgłoszenie do współpracy wywiadowczej, a potem prowadził go jako agenta wywiadu austriackiego. Ujawnienie tych materiałów mogło być politycznym dynamitem. Piłsudski bowiem nigdy do tego wprost, w oczy Polakom się nie przyznał”. Z tą opinią zgadza się Piotr Kowalski. „Nie ulega wątpliwości – pisze biograf generała – że W. Zagórski był w posiadaniu dokumentów obciążających J. Piłsudskiego i jego współpracowników. (…) Jedno jest pewne, ujawnienie owych dokumentów czy nawet części wiedzy, jaką dysponował W. Zagórski, mogło mieć porażające konsekwencje dla obozu piłsudczykowskiego i w efekcie znacznie podważyć jego pozycję w społeczeństwie polskim”. Cokolwiek Zagórski zamierzał zrobić z posiadanymi dokumentami, jego plany przerwał zamach majowy. Warto przy okazji zwrócić uwagę, że Zagórski nie był jedynym wysokiej rangi oficerem atakowanym przez stronników marszałka. „Agresywna nagonka piłsudczykowska na najwybitniejszych oficerów wojska polskiego – zauważa Kowalski – doprowadziła do tego, że w końcu kwietnia 1926 r. obóz skupiony wokół marszałka zaczął tracić poparcie w korpusie oficerskim, dlatego spiskowcy zdecydowali się przyspieszyć swoją akcję”. Mimo że nie pałał przesadną sympatią do rządzących, Zagórski nie miał wątpliwości, po której stronie należało się opowiedzieć. Generał otrzymał dowództwo nad siłami powietrznymi z następującym poleceniem od gen. broni Tadeusza Rozwadowskiego: „W razie gdyby oddziały maszerujące bezprawnie do Warszawy nie posłuchały rozkazów otrzymanych, ma pan generał użyć bomb i karabinów maszynowych celem całkowitego rozproszenia oddziałów”. Później pojawiły się nieudokumentowane pogłoski, jakoby to sam Zagórski miał pilotować jeden z samolotów i zrzucać bomby. Zagórski o swoim zadaniu pisał tak: „Miałem już 12 maja kilkakrotny rozkaz mego bezpośredniego przełożonego, gen. Rozwadowskiego, powstrzymywać, względnie zawracać bombami lotniczymi oddziały wojskowe zbliżające się przez mosty wiślane do Warszawy. (…) Nakazane przeze mnie rzucanie bomb lotniczych miało całkowite uprawnienie i podstawy w rozkazie bezpośredniego przełożonego”. Postawa podległych mu oddziałów najlepiej pokazuje szacunek i zaufanie, jakimi żołnierze obdarzyli gen. Zagórskiego. Jeden z jego podkomendnych wspominał, że „gdy 12 maja właściwy i znany dowódca lotnictwa gen. Zagórski zaczął wydawać prawomocne rozkazy przeciwstawienia się zbuntowanym oddziałom prowadzonym przez marszałka, który będąc poza wojskiem, nie miał praw rozkazodawczych, całe lotnictwo, bez wnikania w sedno sprawy, bez dyskusji i tłumaczenia (…), wykonywało te rozkazy, spełniając swój obowiązek wynikający z przysięgi żołnierskiej”. Uwięzienie Po dymisji prezydenta Wojciechowskiego i przejęciu najważniejszych stanowisk w państwie i wojsku przez zwolenników Piłsudskiego grupa oficerów wiernych rządowi, z Zagórskim i Rozwadowskim na czele, została wpierw internowana w Wilanowie, a następnie aresztowana. Równocześnie żandarmeria – bez nakazu i zgody sądu – przeszukała mieszkanie Zagórskiego, prawdopodobnie szukając osławionej teczki Piłsudskiego. Nic jednak nie znaleziono. W swoich pamiętnikach gen. Leon Piotr Berbecki tak relacjonował uwięzienie oficerów: „Tego jeszcze pieskom Piłsudskiego było mało. W wielkiej tajemnicy przed sądownictwem okręgu korpusu, (…) wprowadzili bezprawnie taki »regulamin« dla uwięzionych generałów, że graniczył on z torturami moralnymi, a nawet fizycznymi. Generałowie byli głodzeni, odmawiano im wydawania książek, pisania listów lub wnoszenia zażaleń do władz wyższych… Celowo utrzymywano w celach niską temperaturę i stosowano szereg innych wyrafinowanych metod, wzorowanych na carskiej ochranie”. Zagórskiemu postawiono cztery zarzuty: zastrzelenie dwóch szeregowych wartowników, nieuiszczenie opłaty za naprawę samochodu stanowiącego prywatną własność generała, zarekwirowanie samolotów cywilnych oraz bombardowanie miasta od 12 do 14 maja. Z tego, że większość tych oskarżeń, zwłaszcza te dotyczące zabicia dwóch wojskowych, miała wyłącznie charakter propagandowy, doskonale zdawali sobie sprawę sami śledczy. Jeden z nich przyznawał, że „wobec nastrojów, jakie panowały w krytycznym okresie, plotka przyjęła się bardzo łatwo i rozprzestrzeniła się z błyskawiczną szybkością, a rosnąc w famę, nabrała cech prawdopodobieństwa, niczym jednak nieuzasadnionego”. Dochodzenie prowadzono powoli, w związku z czym pobyt Zagórskiego w więzieniu przedłużał się o kolejne miesiące. Sam generał starał się aktywnie wykorzystać ten czas, zwłaszcza że po zmianie komendanta więzienia (ze stanowiska odwołano Wacława Kostkę-Biernackiego) w końcu uzyskał możliwość pisania i czytania. Jak wspominał prof. Marian Zdziechowski, częsty gość Zagórskiego, „pochłonięty kwestią przyszłej wojny, przygotował obszerny o tym memoriał. Sprawę tę lubił poruszać w rozmowie; dowodził między innymi, że wobec straszliwych postępów w technice niszczenia ludzi ich ilość coraz mniej znaczyć będzie i że z tego powodu zasada służby wojskowej upadnie sama przez się, automatycznie”. Oficjalne śledztwo zakończono na początku kwietnia 1927 r., po czym zebrane materiały przekazano prokuraturze. Natomiast decyzja o zwolnieniu Zagórskiego z więzienia – po licznych odwołaniach adwokatów – zapadła dopiero cztery miesiące później. Wcześniej Zagórski wyszedł na przepustkę tylko raz – na pogrzeb matki, która na wieść o aresztowaniu syna podupadła na zdrowiu i zmarła kilka miesięcy później. „Generał pragnął – pisał Zdziechowski – namiętnie pragnął i wyczekiwał sądu, w przekonaniu, że przed sądem wyjdzie na jaw jego niewinność i że sąd ten tym samym stanie się wyrokiem potępiającym na jego oskarżycieli”. „Generał Zagórski zaginął…” Zagórski nie doczekał rozprawy i wyroku. W rocznicę wymarszu 1. Kompanii Kadrowej, 6 sierpnia 1927 r. generał opuścił więzienie, by – jak tłumaczyli mu eskortujący go wojskowi – złożyć meldunek Piłsudskiemu w Belwederze. Po przyjeździe do Warszawy wieczorem okazało się jednak, że marszałek opuścił stolicę, by wziąć udział w rocznicowych uroczystościach w Kaliszu. Według zeznań świadków, gen. Zagórski wysiadł więc przy łaźni miejskiej, skąd po kąpieli miał się udać do swojego domu. Co się stało potem, nie wiadomo. Świadkowie, w tym przede wszystkim towarzyszący Zagórskiemu oficerowie, plątali się w zeznaniach. Nie zdołano ustalić ani kto dokładnie odebrał generała z dworca kolejowego, ani iloma i jakimi samochodami go wieziono, ani gdzie tak naprawdę Zagórski wysiadł. Za Zagórskim wysłano list gończy, oskarżając go o dezercję. Atmosferę podgrzewała sprzyjająca piłsudczykom prasa, która co jakiś czas drukowała sensacyjne informacje o odnalezieniu generała w którymś z europejskich kurortów. Specjalna misja wojskowa badała ślady jego obecności w Czechosłowacji, we Włoszech i w Gdańsku. Cel tych działań był jasny: skompromitować Zagórskiego i odsunąć podejrzenia od prawdziwych sprawców jego zniknięcia. Morderstwo? Tymczasem większość historyków wyraża przekonanie, że Zagórski został potajemnie zamordowany. Piotr Kowalski w biografii generała wysunął następującą hipotezę: „Generała podstępnie zwabiono do cadillaca 24. W trakcie jazdy w nieznane trwała dalsza faza negocjacji o wydanie dokumentów obciążających J. Piłsudskiego i jego współpracowników. (…) W. Zagórski pozostał jednak niezłomny, nie zdając sobie chyba nadal sprawy z położenia, w jakim się znajdował”. Zdaniem Wincentego Witosa, w morderstwie Zagórskiego brali bezpośredni udział najbliżsi współpracownicy Piłsudskiego: Józef Beck, Bogusław Miedziński oraz Zygmunt Wenda. Po zastrzeleniu generała jego zwłoki mieli porąbać, a następnie wrzucić do Wisły. Jak było naprawdę? Oficjalne śledztwo zakończyło się – celowym – niepowodzeniem. Zabójstwo Zagórskiego wynikało nie tylko z obawy piłsudczyków przed opublikowaniem przez niego kompromitujących ich materiałów. „Była to niedwuznaczna zapowiedź, a raczej ostrzeżenie – pisał Romeyko – że przystępuje się do załatwiania dawnych porachunków i że każda rewelacja – lub próba wystąpienia przeciwko przedstawicielom reżimu – będzie zdławiona, a jej autor zlikwidowany À la façon de Zagórski. Tak pojmowano to zarówno w wojsku, jak i w społeczeństwie, i przez długie lata odpowiednio do tego postępowano”. „Zaginięcie” gen. Zagórskiego dowodziło, że sanacja nie cofnie się przed niczym, aby utrzymać się przy władzy. Nie było to jedyne polityczne morderstwo po 1926 r., choć zapewne najgłośniejsze i najbardziej wymowne. Bibliografia: Z. Cieślikowski, Tajemnice śledztwa KO 1042/27. Sprawa generała Zagórskiego, Warszawa 1976. P. Kowalski, Generał brygady Włodzimierz Ostoja-Zagórski (1882-1927), Toruń 2007. J. Rawicz, Generał Zagórski zaginął…, Warszawa 1963. Podobne wpisy
O specjaliścieProf. dr hab. n. med. Zbigniew Zagórski jest absolwentem Akademii Medycznej w Lublinie. W 1969 roku uzyskał pierwszy stopień specjalizacji z okulistyki. Cztery lata później został specjalistą drugiego stopnia w tej samej dziedzinie. Pierwsze doświadczenia praktyczne zdobywał w Klinice Okulistyki w Lublinie kierowanej przez prof. Tadeusza Krwawicza (pracował tam w latach 1968-1980). Równolegle kontynuował karierę naukową na macierzystej uczelni, co zaowocowało w 1974 roku zdobyciem tytułu doktora nauk medycznych. W latach 1975-76 był stypendystą w Klinice Uniwersytetu w Gandawie pod kierunkiem prof. Julesa Françoisa. W 1979 roku prof. Zagórski uzyskał stopień doktora habilitowanego w Akademii Medycznej w Lublinie, a w roku 1992 tytuł latach 1985/86 i 1991 oraz w 2002 roku był stypendystą Fundacji Humboldta w Klinice Uniwersytetu w Erlangen, pod kierunkiem prof. Gottfrieda Naumanna. W latach 1991-2006 prof. Zagórski kierował Katedrą i I Kliniką Okulistyki w Lublinie. Pod jego kierownictwem wprowadzono szereg innowacyjnych zabiegów okulistycznych. Od 1994 zaczęto powszechnie przeprowadzać zabiegi fakoemulsyfikacji zaćmy. W tym czasie w Lublinie wykonano też prawdopodobnie pierwsze w Polsce operacje przetokowe w jaskrze z zastosowaniem antymetabolitów oraz przeszczepy rąbka rogówki. W 1993 roku powstał w Lublinie pierwszy w Polsce Bank Tkanek Oka, który do tej pory zaopatruje w materiał do przeszczepów rogówki, twardówki i błony owodniowej większość ośrodków transplantacyjnych w latach 1993-2011 prof. Zagórski znacząco przyczynił się do rozpowszechniania i wymiany wiedzy oraz doświadczeń pomiędzy specjalistami w dziedzinie okulistyki. Wraz ze swoimi współpracownikami zorganizował kilkadziesiąt kursów i konferencji z udziałem wybitnych specjalistów z kraju i zagranicy, w tym Europejską Konferencję Rogówkową (w 1995 roku) oraz Europejską Konferencję Patologii Oka ( w 2002 roku). Przez wiele lat reprezentował kraje Europy Środkowo-Wschodniej w Międzynarodowej Radzie Okulistyki (w latach 1994-2011), sprawując tam przez osiem lat funkcję członka dr hab. n. med. Zbigniew Zagórski należy do wielu specjalistycznych towarzystw okulistycznych, Academia Ophthalmologica Internationalis (od 2003 roku), Europejskiej Akademii Okulistyki (od 2004 roku) oraz Amerykańskiej Akademii Zagórski jest autorem i współautorem ponad 200 publikacji naukowych, które ukazały się zarówno w polskich, jak i zagranicznych periodykach medycznych, oraz redaktorem sześciu książek. Wygłosił setki wykładów i prelekcji na całym świecie oraz przeprowadzał operacje charytatywne i pokazowe, w Chinach i 1998 roku stworzył w Nałęczowie pierwszy Ośrodek Chirurgii Oka, który w 2002 roku został uznany w rankingu Rzeczpospolitej za najlepszy niepubliczny szpital w Polsce. Obecnie Ośrodki prof. Zagórskiego funkcjonują także w Krakowie, Nowym Sączu, Zwoleniu i Rzeszowie oraz Lublinie, a nawet na Ukrainie (w Łucku). Mogą się poszczycić współpracą z czołowymi ekspertami w dziedzinie okulistyki z całego w których specjalizuje się prof. dr hab. n. med. Z. ZagórskiProf. dr hab. n. med. Zbigniew Zagórski jest wybitnym specjalistą w dziedzinie okulistyki. Na swoim koncie ma wiele pomyślnie przeprowadzonych operacji w zakresie schorzeń narządu wzroku. Od ponad 20 lat prof. Zagórski specjalizuje się w zabiegach leczenia zaćmy metodą fakoemulsyfikacji.
Rozważania o skutkach absorpcji promieniowania jonizującego należy rozpo cząć od dokładnego opisu ośrodka absorbującego. W przypadku Marsa jest to przede wszystkim jego atmosfera. Skład atmosfery marsjańskiej został ustalony na podsta wie danych dwóch misji Vikinga, opisanych przez Owena [7], Skład ten jest odtwa rzany w badawczych komorach symulujących, przystosowanych do badań bakterii, które mogłyby być zawleczone na powierzchnię Marsa [8]. Skład automa tycznie utrzymywany w komorach badawczych to: ditlenek węgla 95,3%, azot 2,7%, argon 1,7%, tlen 0,2% i woda 0,03%. Mogą oczywiście występować fluktuacje podanych wartości, zwłaszcza wilgoci, z powodu dużych różnic temperatur. Trwają prace nad doskonaleniem aparatury, która będzie pracować w warunkach atmosfery marsjańskiej. Przykładem jest mikrowaga, służąca jednocześnie do pomiarów osia dającego pyłu [9]. Wyżej podany spis składników atmosfery Marsa nie jest pełny. Jak się przekonamy dalej, dzięki udoskonaleniu metod detekcyjnych pojawiają się dalsze doniesienia, na przykład o wykryciu śladów metanu, co wymaga dokładnego rozważenia, ponieważ na podstawie tego składnika atmosfery wysuwane są hipo tezy o obecności życia na Marsie. C H E M IA R A D IA C Y JN A W EK S PL O R A C JI M A R S A 475 Artykuł ogranicza się do omawiania konsekwencji reakcji chemoradiacyjnych i fotochemicznych wynikających ze składu marsjańskiej atmosfery; nie zajmuje się ani hipotezami dotyczącymi jej powstania, ani wnioskami płynącymi z dyskusji o historii tej planety, zwłaszcza w porównaniu z historią Ziemi. W związku jednak ze znikomą zawartością paiy wodnej nie można powstrzymać się od komentarza o małym prawdopodobieństwie istnienia wody lub lodu wodnego na powierzchni planety lub płytko pod jej powierzchnią. Najwyraźniej wszystko, co mogło wyparo wać, dawno już wyparowało [9]. Należy zwrócić uwagę na wrogość atmosfery mars jańskiej w stosunku do życia ziemskiego i na osobliwość ćwiczeń różnych pseudo naukowych organizacji znajdujących miejsca na Ziemi podobne rzekomo do mar- sjańskich i organizujących w nich „obozy kondycyjne” dla przyszłych marsonau-Skład chemiczny atmosfery marsjańskiej musi być uzupełniony informacjami 0 temperaturze i ciśnieniu. W przyjętej na ogół skali normalności, atmosfera ziem ska ma temperaturę 23°C i ciśnienie 1013 mb, a „normalność” marsjańskato-10°C 1 ciśnienie 8,5 mb, a więc ta nieziemska atmosfera jest, w porównaniu z ziemską, 119 razy bardziej rozcieńczona. To również wskazuje na bezsens szukania czegoś podobnego na Ziemi. Dla porównania, średnie ciśnienie na szczycie Mount Everest wynosi jedną trzecią średniego ciśnienia atmosferycznego na poziomie morza, co przy zachowanym składzie chemicznym umożliwia ograniczone poruszanie się czło wieka bez aparatu tlenowego, jednak utrzymanie prawidłowej pracy mózgu w tych warunkach jest bardzo trudne i w efekcie co ósma osoba po osiągnięciu szczytu ginie - często w nieświadomości śmierci. Przyjęcie tak niskiej temperatury za normalną dla warunków marsjańskich jest spowodowane generalnie niższymi temperaturami marsjańskimi od ziemskich. Wszelkie badania symulujące warunki marsjańskie z reguły zaczynająsię od -80°C, a pojazdy, maszyny i roboty zdalnie sterowane i pracujące na powierzchni Marsa są przygotowane do pracy już przy —120°C. Nie ma kombinezonu dla człowieka, który umożliwiłby przetrwanie w tych warunkach, nie mówiąc o pracy naukowo- -badawczej. Zdawałoby się, że warunki w pozaplanetamej przestrzeni kosmicznej są ostrzejsze, jednak tak nie jest, bo próżnia wokół kombinezonu nie odbiera ciepła, a jego utrata sprowadza się tylko do wypromieniowania. Natomiast atmosfera Marsa, jakkolwiek rzadka, to jednak odbiera ciepło, nie mówiąc o wychłodzonym gruncie. Do czynników fizycznych w atmosferze Marsa należą silne wiatry, o prędkości około 17-30 m s_1 [11]. M ająone pośredni, ale istotny związek z reakcjami che micznymi, bo powodująmieszanie obficie występującej na powierzchni Marsa frakcji pylistej skał. Dzięki temu ziarenka materiału są z różnych stron naświetlane ultra fioletem oraz mało przenikliwymi frakcjami promieniowania jonizującego. Z tego powodu stale mieszane wydmy pokrywające powierzchnię Marsa możemy trakto wać jako jednolicie modyfikowane chemicznie promieniowaniem. Są jeszcze kon sekwencje niechemiczne wiatrów: mimo małej gęstości atmosfery Marsa, unoszone 476 Z .P Z A G Ó R S K I wiatrami pyły mają znaczne energie uderzeniowe. Wzmiankuję je jako przyczynę niektórych niepowodzeń eksploracyjnych. Wspomnieć trzeba jeszcze o składzie zewnętrznej części atmosfery Marsa, ponieważ istnieją badania [12] widma dalekiego nadfioletu próbnikiem FUSE (ang. Far Ultraviolet Spectroscopic Explorer). Dzięki temu wykryto H2, stwierdza jąc jednocześnie brak innych istotnych składników, w szczególności ozonu, które choć trochę osłaniałyby powierzchnię przed groźnym dla życia nadfioletem. Powierzchnia Marsa otrzymuje więc dawki nadfioletu nieporównywalnie większe od największych dawek ziemskich, nawet z uwzględnieniem efektu „dziuiy ozono wej”. Jest to groźne nie tylko dla wszelkiego życia, ale jest degradujące także dla większości polimerów, a co gorsza większości elastomerów, które będą się szybko rozpadać. Jedynie metalizowanie ich powierzchni częściowo ogranicza zniszczenia wywołane nadfioletem, o czym zapomniano w przypadku wielu konstrukcji działa jących poza atmosferą ziemską. Zdolność osłaniająca atmosfery ziemskiej przed promieniowaniem jonizują cym jest równoważna 3 metrom betonu, dzięki czemu życie na Ziemi mogło pow stać i trwać, a stosunkowo niewielkie uszkodzenia organizmów pochodzące od absorpcji promieniowaniajonizującego mogą być naprawiane. Atmosferę marsjańską należy uznać z powodu jej rozcieńczenia za niewiele różniącą się od próżni, to zna czy odpowiadającą pod względem zdolności osłaniania zaledwie około 10 cm beto nu. Jest to w przybliżeniu tyle, ile zagwarantować może statek kosmiczny, jeżeli ma mieć realną technicznie możliwość startu, przyśpieszania i hamowania przed lądo waniem. Atmosfera Marsa nie jest w stanie zapewnić należytej osłony wizytującym podróżnikom: dla nich należałoby budować schrony ze sklepieniem o grubości 3 m betonu lub drążyć jaskinie z tunelami. Znikoma zdolność osłaniająca atmosfery Marsa przed promieniowaniem joni zującym ma jeszcze jedną konsekwencję, mianowicie nie zapobiega całkowitemu zniszczeniu życia na Marsie, jeżeli ono kiedykolwiek istniało. Sterylizacja wszyst kiego, co żyje została przez Shuergera [8] starannie zanalizowana w świetle studiów nad pytaniem, czy niedokładna sterylizacja urządzeń wysyłanych z Ziemi nie spo wodowała zanieczyszczenia powierzchni Marsa mikroorganizmami i że w tej sytu acji poszukiwanie pierwotnego życia marsjańskiego nie ma już sensu. Silny stru mień promieniowaniajonizującego docierający do powierzchni Marsa powoduje też radiolizę minerałów i skał na powierzchni Marsa. Osłona radiacyjna przez materiał różny od metalu, to nie tylko osłabienie stru mienia promieniowania, ale zmiany chemiczne w osłonie. Jak wiadomo z chemii radiacyjnej, promieniowanie jonizujące oddziałuje z głównym składnikiem układu absorbującego energię. W przypadku atmosfery ziemskiej jest nim azot, który w pierwszej głównej reakcji przechodzi w jon N* stosunkowo długożyjący dzięki niezbyt dużym stałym szybkości reakcji z innymi składnikami powietrza. Reakcje tego jonu są przyczyną chemiluminescencji radiacyjnej (słynna poświata czamo- bylska), często mylonej z promieniowaniem Czerenkowa. To ostatnie promienio C H E M IA R A D IA C Y JN A W EK S PL O R A C JI M A R SA 477 wanie jest łatwe do zaobserwowania w wodzie, a w przypadku gazów wymaga bar dzo dużych energii kwantów lub cząstek dla przekroczenia progu determinowanego gęstością ośrodka. Najłatwiejszą do obserwacji cechą świecenia dodatniego jonu odróżniającą od świecenia czerenkowskiego, jest wyraźne, możliwe do zaobser wowania okiem świecenie po ustaniu działania promieniowania jonizującego. W warunkach ziemskich widać to w atmosferze otaczającej okno elektronowe akce leratorów i otoczeniu akceleratorowym, gdy rozgrzane napromieniowane powietrze unosi się świecąc, ku górze. Dodatnie jony azotu reagująz pozostałymi składnikami powietrza, a więc przede wszystkim z tlenem w znanych reakcjach, których tu przypo minać nie potrzeba. Pierwszym produktem radiolizy jest — jak wspomniano - dodatni jon azotu, ale i elektron, który reaguje szybko z obecnym w dość dużym stężeniu tlenem tworząc podobnie do jonu dodatniego azotu, długotrwały jon O,. Jon ten ma główne szanse reagowania z neutralnym azotem N2, oczywiście nie z jonem dodat nim azotu, bo te dwa wolnorodnikowe produkty są w tak małych stężeniach, że szanse ich zderzenia są praktycznie żadne. A więc dodatni jon azotu reaguje raczej z neutralnym tlenem. Chemia radiacyjna atmosfery marsjańskiej jest zupełnie inna: tutaj głównym składnikiem jest ditlenek węgla, a więc pierwszym produktem w gniazdach jedno- jonizacyjnych, w których odkładane jest co najmniej 80% energii, jest CCC, który z kolei ma szanse reagowania albo z neutralnym CO,, albo z azotem. Reakcje te do tej poty, o ile wiadomo, nie były badane, ponieważ jest wątpliwe by ich produkty miały w jakiś sposób reagować ze składnikami powierzchni Marsa, choć niewątpli wie musi to być kiedyś zrobione przez specjalistów chemii radiacyjnej gazów. Część energii odkładana jest w gniazdach wielojonizacyjnych, a w nich mogą powstawać egzotyczne związki węgla z tlenem. Przypuszczać należy, że wstępne rozpoznania chemii radiacyjnej gazów atmosfery marsjańskiej były jednak dokonywane, ponie waż wszystkie aparaty wysyłane na Marsa są przewidziane do pracy w atmosferze o składzie podanym na początku artykułu. I nie tylko o takim składzie wyjściowym, ale i modyfikowanym w sposób ciągły przez absorbowane promieniowanie jonizu jące. Reaktywne produkty radiolizy, pierwotne i wtórne, atakują wszystkie części składowe urządzeń. Jakkolwiek niektóre części elektroniczne są zatopione w gru bych warstwach polimerów nie tak łatwych do spenetrowania przez agresywne skład niki gazowe, to są jednak elementy których „zapolimeryzować” nie można, jak na przykład łożyska teflonowe. Ten ostatni polimer jest atakowany nie tylko przez pro dukty radiolizy atmosfery, ale i bezpośrednio przez promieniowanie jonizujące pochodzenia słonecznego i galaktycznego, jak przekonali się o tym konstruktorzy teleskopu Hubble’a, którego części teflonowe uległy zniszczeniu. W sumie jednak nie wydaje się, by agresywne działania atmosfery Marsa, nawet z jej reaktywnymi produktami radiolizy, powodowały szybkie korodowanie próbników na powierzchni Marsa. Prawdopodobnie urządzenia te zawiodą wcześ niej z innych przyczyn, choć radioliza może odegrać pewną rolę. Na przykład krze mowe ogniwa słoneczne mogą nie wytrzymać działania reaktywnego CO* wspoma 478 Z P Z A G Ó R S K I ganego efektami fotochemicznymi. Stosunkowo słabe działania korozyjne atmos fery napromieniowanej w sposób ciągły promieniowaniem jonizującym tłumaczy się praktycznie nieobecnością wody (0,03%); nie należy więc oczekiwać „kwaś nego deszczu”. Rozważania nad chemią radiacyjną eksploracji Marsa nie mogą ograniczyć się do promieniowania jonizującego. Uwzględnić należy również efekty fotoche miczne wywołane światłem widzialnym i praktycznie pełnym zakresem światła nad fioletowego. Wiemy z fotochemii, że jeżeli cząsteczka chemiczna absorbuje z dobrą wydajnością kwantową, to stężenie odłożonej energii może być wielokrotnie więk sze od energii dostarczanej w czasie absorpcji promieniowania jonizującego. To ostatnie promieniowanie jest absorbowane przez elektrony zewnętrznych powłok, więc gęstość energii jest mało zależna od rodzaju związku chemicznego. Absorpcja światła natomiast może być bardzo różna, zaleznie od obecności i rodzaju grup chro- moforowych: od zerowej w przypadku ich braku, do bardzo dużej w przypadku spe cyficznych grup chromoforowych, np. skumulowanych wiązań podwójnych na łań cuchu węglowym. Podany na początku skład atmosfery nie wykazuje obecności grup chromoforowych i nie należy oczekiwać reakcji fotochemicznych. Sytuacja zmie nia się całkowicie gdy przechodzimy do międzyfazy, czyli granicy pomiędzy regoli- tem Marsa a jego atmosferą w strumieniu silnego światła słonecznego o pełnym spektrum. Jest to odrębnie omówione w osobnym punkcie, traktującym o zjawis kach radiacyjnych na granicy atmosfery i skorupy Marsa. Atmosfera Marsa nie nadaje się do oddychania przez człowieka, nie umożliwia też rozwoju innych organizmów wymagających tlenu, a także beztlenowych, które jednak wymagają wody, choćby atmosferycznej. Właśnie zupełny brak tej ostatniej stoi na przeszkodzie realizacji atrakcyjnej idei „umarsowienia” mało wymagają cych ziemskich porostów, które mogłyby przyswajać fotochemicznie ditlenek węgla, przerabiając go na węglowodany i uwalniając tlen. W tak suchej atmosferze jest to jednak mało prawdopodobne, choć pewne nadzieje można pokładać w „ssa niu” wody z uwodnionych minerałów. Do problemów chemii radiacyjnej na Marsie (albo w warunkach marsjańskich) należą przemiany w sztucznej atmosferze na statku transportowym i na stacji mars- jańskiej. Jest to efekt do tej pory pomijany, a jednak ważny, bo oznacza, że załoga będzie narażona nie tylko na radiolizę organizmów promieniowaniem jonizującym, ale także pośrednio, na drodze wdychania, w tempie kilku litrów na minutę, sztucz nego powietrza napromieniowanego dawką dwa rzędy wielkości większą od prze ciętnej ziemskiej.
zbigniew zagórski nie żyje